Słynny rynek tkaczy w Otavalo Ekwador

Otavalo – ekwadorskie miasto poncho i tkanin

Nie ma bardziej adekwatnego miejsca, by pomnieć o wyrabianiu poncho i innych tkanin niż ekwadorskie miasto Otavalo. Niespełna 40 tysięczna mieścina w prowincji Imbabura, to bowiem największy targ w całej Ameryce Południowej, oferujący tego typu produkty! Jeśli więc wybieracie się w podróż w te rejony świata nie możecie go pominąć!

Zajęcie to stanowi istotne źródło dochodu Ekwadoru. Ale nie ma się czemu dziwić, skoro już w okresie prekolumbijskim wytworzyła się tu sztuka tkacka.

Tkactwo, czyli symbol Otavalo

Funkcjonujący pod gołym niebem targ od początku wita nie feerią barw. Przechadzam się pośród porozkładanych na stoiskach przeróżnym sukienek, damskich bluzek. Ti i ówdzie zatrzymuję się przed straganem ze swetrami, przez miejscowych określanymi jako chompas. Tu ówdzie natykam się na dziergane z wełny koce.

Tak, atmosfera Plaza de los Ponchos, głównego placu targowego Otavalo jest doprawdy niesamowita. Chłonę ją z przyjemnością mimo, że dla takiego lenia jak ja, wcale nie było łatwo zwlec się w sobotę z łóżka. Cóż, ciekawość jednak zwyciężyła…

Przechadzam się po słynnym placu, który wręcz obrósł już legendą. Schowani przed prażącym słońcem, pod specyficznie wyglądającymi parasolami z betonu, sprzedawcy okupują rynek w Otavalo. Swoją drogą jego istnienie niestety nie ma w sobie nic z głośnych historii, jakie zazwyczaj wiążą się z takimi miejscami. Aczkolwiek, trzeba przyznać, że kiedy pewnego dnia 1970 r. urządzono tu, to jednak, aby nie stworzyć czegoś co mogłoby prezentować się fatalnie, najęto do pracy Holendra Tonny’ego Zwollo.

Słynny rynek tkaczy w Otavalo Ekwador

Słynny rynek tkaczy w Otavalo Ekwador; źródło: Pixabay

Kruszące się podłoże sprawia, że co jakiś czas stawiając stopę boleśnie przekonuje się o tym, że tutejsze kamienie wcale nie są mniej kanciaste niż gdziekolwiek indziej. Wsłuchuję się w gwar prowadzonych po hiszpańsku rozmów, próbując uchwycić jakieś konkretne wyrażenia, które mogły by mi później pomóc. W negocjacjach oczywiście…

Niskie zabudowania okalające placyk, sprawiają, że słońce przyjemnie oświetla przestrzeń dostawiając na mojej skórze ciepło. Zerkam na stoiska z poupychanymi materiałami do szycia, instrumentami służącymi miejscowym muzykom, oryginalnie prezentującymi się ubraniami. Wreszcie rzucam się w wir porozkładanej biżuterii, wśród której odnajduję wyroby z… orzechów. Przeciskając się między Ekwadorczykami spoglądam na stragan z misternie zdobionymi ręcznie tacami i półmiskami. Wiecie, robią niesamowite wrażenie!

Otavalo w grudniu 1534 r. założył hiszpański konkwistador Sebastián de Benalcázar.

Można by dyskontować o tym, czy rzeczywiście wszystko co oferują turystom w Otavalo można zaliczyć do prawdziwej sztuki… Pośród tysięcy przedmiotów pewnie i znajda się takie, które raczej atakują swoim kiczem. Ale przecież tak jest wszędzie… Ważne by nie dać się na nie złapać. To o tyle ważne, ze gors z wyrobów powstaje w małych miejscowościach i wioskach. I te naprawdę zapracowały przez lata na swoją renomę. Zerkam na wytwarzane tu także wyjątkowe wyroby ze skóry – portfele, torby, buty, a nawet walizki, doceniając prawdziwy kunszt artystów w swoim fachu.

Turystycznie po ekwadorskim Otavalo

Analizując przeszłość rejonu w jakim znajduje się Otavalo do głowy przychodzi, że ma nader interesującą historię. No bo tak…

Pierwsi osiedleńcy w mieście przybyli tu z basenu Morza Karaibskiego, konkretnie Antyli. A później, o zdobycie miasta przez 17 lat starali się Inkowie. Gdy wreszcie udało im się je podporządkować i narzucić swa władze… dotarli tu konkwistadorzy.

Przystaję na Parque Bolívar. Wystające z ziemi palmy, zasadzone krzewi i trawniki sprawiają, że mimo, że otaczają mnie z wszystkich stron zabudowania, wyczuwam tu moc natury. Wyłożona prostokątnymi płytami posadzka mieni się szarością i czerwienią. Tak, zdecydowania jedna z fajniejszych przestrzeni w tym ekwadorskim mieście…

Parque Bolívar Otavalo Ekwador

Parque Bolívar Otavalo Ekwador; źródło: Flickr

Zresztą nie bez przyczyny uważana jest za centrum miasta. Z tego tez względu spacerując po nim co jakiś wyłapuję, że miejscowi mówią o nim nie inaczej jak Parque Central. Nader korzystnie prezentująca się architektoniczna forma zachwyca mnie zwłaszcza okiennymi zdobieniami.

Podchodzę bliżej, nie przestając świdrować wzrokiem efektownego ratusza Otavalo – Edificio Municipal. Kremowy kolor współgrający z bielą wydaje się idealnym połączeniem. Prawda? 1, 2

Ratusz Otavalo - Edificio Municipal

Ratusz Otavalo – Edificio Municipal; źródło: Flickr

Z wolna ruszam w obchód po placu. Tak najpierw natykam się na różowa siedzibę miejscowej apteki, o czym informuje mnie widoczny szyld „Farmacias”. Skręcam w lewo, gdzie kolejne kolonialne budynki zajmuje placówka bankowa i kolejne lokalne biznesy. Łapię się na tym, że udziela mi się ta swojska atmosfera.

Z całkiem przyjemnego odrętwienia wyrywa mnie codzienność. Zauważam, że nogi poniosły mnie na zachodnią część placu Parque Bolívar. Tu, jakby na zwołanie słyszę jak w głowie słynny rozbrzmiewa mi hit zespołu Dżem „Czerwony jak cegła”. No tak…

Wypełniający plac Iglesia de San Luís, jak żywcem został przeniesiony z naszego Śląska Świątynia, oczywiście w katolickim obrządku znana jest z ciekawie prezentującej się ośmiobocznej wieży, na której zamontowano mechanizm zegarowy. Odczytuję widniejący nad drzwiami napis Santuario del Senor de las Angustias

Cofam się w myślami do 1676 r. próbując wyobrazić sobie, jak ówcześni mieszkańcy nanosili w mieście ślady pierwszego miejsca kultu. Wzniesiona w trzy lata – bardziej kapliczka – niż kościół z prawidełko zdarzania, została zmieciona przez trzęsienie ziemi w 1868 r. Dwanaście lat później miejscowi ruszyli do stawiania kościoła, niekończonego o dekadzie starać. Wchodzę do środka i podchodzę pod ołtarz główny. Emanuje z niego barokowa stylistyka, w której zauważam złote elementy. Wychodząc zerkam jeszcze na ściany, które posłużyły powieszaniu na nich sporej liczby obrazów. 3

Iglesia de San Luís Otavalo

Iglesia de San Luís Otavalo; źródło: Wikipedia

Wnętrze Iglesia de San Luís w Otavalo

Wnętrze Iglesia de San Luís w Otavalo; źródło: Wikipedia

Pieszo przez miasto

Opuszczam główny plac wybierając Calle Juan Montalvo. Odrapana ściana, z której odłażą zielone płaty farby sąsiaduje z beżową konstrukcją, upstrzona bazgrołami miejscowych miłośników zostawiania szpecących napisów. Wąska ulica, na której dodatkowo z prawej strony wytyczono miejsca do parkowania pełna jest kolejnych sklepików i punktów usługowych. Zwyczajne życie toczy się w mijanek przez mnie kafejce internetowej, która z miejsca przypomina mi czasy młodości.

Wszystkie z działających tu biznesów cierpią jednak na niedobory miejsca. Małe lokale mają jednak swój urok. Sznur przecinających akurat skrzyżowanie taksówek wyraźnie naprowadza mnie na to, że gdzieś w okolicy z pewnością znajdę ich postój. Jeśli nogi odmówią mi posłuszeństwa, to kto wie…

Myślę jak to było, kiedy Otavalo dwukrotnie przenoszono. Ostatni raz w dokonano tego 5 czerwca 1673 r. kiedy to Wicekról Limy Francisco de Toledo zaplanował utworzenie nowego miasta. Tymczasem skupiam się na tym, by nie staracie z oczu najbliższego celu. Skręcam więc w lewo, gdzie na kolejnym skrzyżowaniu natykam się na Iglesia El Jordán. Ciemne ściany zaprojektowano tak, by w tutejsze wnęki czterema wysokimi kamiennymi posagami świętych. Kolejne z takich postaci zdobią drewniane drzwi; tym razem jednak są świadectwem maestrii rzeźbiącego w drewnie artysty.

Iglesia El Jordán Otavalo

Iglesia El Jordán Otavalo; źródło: Wikipedia

Wchodzę do wzniesionego w 1775 r. kościoła opartego na trzech nawach. Kiedy w 1868 i 1906 r. uszkodziło go ruchy tektoniczne, została w niego ruiny. Wreszcie w 1925 r. miejscowi wzięli na swe barki odpowiedzialne zadanie postawienia nowego miejsca kultu. Ale łatwo nie było… Parę razy, z uwag na brak środków trzeba było przerywać prace. Wreszcie w 1964 r. projekt odbudowy, oparty na renesansowe stylistyce z greckimi i renesansowym wstawkami, udało się wcielić w życie.

Rzeźby w Iglesia El Jordán w Otavalo

Rzeźby w Iglesia El Jordán w Otavalo; źródło: Flickr

Po pamiątki

Ekwadorskie Otavalo zamieniło się w zgliszcza w wyniku wybuchu wulkanu Imbabura, do którego doszło 16 sierpnia 1868 r. Towarzyszące temu trzęsienie ziemi sprawiło, że całe miasto trzeba było odbudować. Cel był jednak trudny do zrealizowania z uwago na szerzący się wówczas głód i rozwijające się wśród ludności choroby.

A wracając do szczególnego charakteru tego miasta…

Dolina Otavalo to prawdziwa mekka tkaczy. Ci tworzą wspaniałe dzieła pochodzące z procesu przędzenia, i tkania materiałów. Wszystko zaczęło się od hiszpańskich przybyszów, którzy podbijając tereny szybko zorientowali się, brak tu jakichkolwiek bogactw naturalnych. Ziemia, pod tym względem, okazała się jałowa.

Ekwadorskie Otavalo leży na wysokości 25550 m n.p.m.

Europejczycy tworzyli więc warsztaty tkackie – tzw. obraj. Jak to bywało w takich przypadkach, bogacili się wykorzystując do pracy tutejszych Indian. Ci ciemiężeni byli do przełomu XVII i XVIII wieku, kiedy to zniesiono przymus pracy. Niewiele to jednak zmieniło w charakterze tutejszych ziem. XX wiek przyniósł powstanie przemysłu włókienniczego z prawdziwego zdarzenia. Efektem było choćby produkowanie modnych wówczas tweedowych marynarek.

Szukając w mieście namacalnych dowodów na tę ten specyficzny charakter miasta, opary na branży tkackiej trafiam wreszcie do wyjątkowej placówki kulturalniej. Do Museo Viviente Otavalango, prowadzi urokliwa droga, którą swą zielenią pozytywnie nastraja do tego, co czeka ciekawskich podróżników.

Przypinająca mi jakby farmę atrakcje z kilkoma rozrzuconymi na swym terenie budynkami, w zasadzie, jest jedyną z dostępnych propozycji dla turystów. Już samo jej położenie sprawia, że nacieszyć się można w nim lokalny atmosferą. „Antigua fabrica San Pedro”, stanowi bowiem historyczna pozostałość po dawnych pokoleniach mieszkańców. Ci w tutejszych warsztatach, niejednokrotnie w urągających godności warunkach, w pocie czoła pracowali nad swymi wyrobami.

Gdy zakład zdecydowano się wreszcie zamknąć, Ekwadorczycy nie porzucili marzeń o tworzeniu tego, z czego słyną na cały świat. W efekcie zebrali się do kupy, wyłożyli swe oszczędności na kupno gruntu i ponownie uruchomili działalność. Dbając o zachowanie historycznej i kulturowej tożsamości stworzyli efektowną przestrzeń, w której każdy jest mile widziany. Doświadczam tego, gdy wchodzę do tutejszego muzeum. Miejscowi oprowadzając mnie dokładnie, z prawdziwym przejęciem przybliżają mi dawne czasy ekwadorskiego Otavalo, oczywiście stale nawiązując do prawdziwego symbolu miasta – tkactwa.

Dowiaduję się tu także o tym, jak to 1964 rok przyniósł Akt Reformy Rolnej, znosząc tym samym przymus pracy. Oddanie w ręce Indian ich ziem przyczyny się do tego, że ci kontynuując swoją pracę stworzyli własne przedsiębiorstwa, nierzadko stając się lokalnymi bogaczami. Popularność wycieczek turystycznych w te rejony nakręciło biznes, choć miejscowi także tworzą silna bazę odbiorców.

Pytanie: czy miejscowi nie za bardzo uzależnili się od jednej branży? Dziś stanowi ona około 85% miejsc pracy w regionie. Na razie wytwórcy starają się znaleźć swoja niszę, wymyślają stale nowe produkty, próbując dodać nowym modelom świeżości. Tak powstają różnokolorowe szale okrywające kobiece ramiona fachalinas, i biodra anakus.

 

Źródła:

1 https://en.wikipedia.org/wiki/Otavalo_(city)

2 https://es.wikipedia.org/wiki/Otavalo

3 https://ec.viajandox.com/otavalo/santuario-de-san-luis-A233

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *