Dzielnice Manili

Manila to miasto, którego wielkość może porażać. W związku z tym nie dziwota, ze wiele jego atrakcji znajduje się w poszczególnych dzielnicach stolicy Filipin. Zaglądając do poszczególnych części tej metropolii, wyciągniemy z nich to, co najważniejsze.

Ta jedna ulica Pandacan

Nie będzie przesadą stwierdzenie, że dzielnicę Manili –  Pandacan, w zasadzie, odwiedzić warto dla jednej ulicy. A jako że nie cierpię stereotypów, postanawiam iść nieco pod górkę. W tym przypadku wyłącznie symbolicznie.

Wbijam się więc z teren kwartału od południa, gdzie niby witają mnie place – parkowy Plaza Brede i totalnie rozkopany Plaza Azul. Ogłuszający trzask młotów pneumatyczny i ustawiczne skrzypienie wielkich dźwigów, jasno wskazuje, że okolica wkrótce doczeka się nowego image’u. Szkoda, że nie wcześniej…

Mijam ciastkarnię, zastanawiając się jak właściciel radzi sobie z tym ustawicznym dudnieniem wielkich maszyn. I czy w ogóle ktoś tu teraz przychodzi. Głębokie wykopy ogrodzone betonowym ogrodzeniem, za którym w oczy rzuca się jedna wielka kupa ziemi za drugą, zdecydowanie zaburza moją percepcję.

Ale może tak już jest, że tutaj zawsze musi się coś dziać. Przecież już w momencie wchodzenia w XX w. ziemie dzisiejszej dzielnicy Padacan stały się miejscem, w którym działało multum zakładów pracy. Zwłaszcza opierających się o działalność przemysłową. Począwszy od uruchomienia pierwszego biznesu w 1882 r., czyli fabryki cygar Compañia General de Tabacos de Filipinas, dzielnica zaczęła zapełniać się kolejnymi przedsiębiorstwami, w tym magazynami ropy naftowej.

Gdy hamuje przede mną wielka, czerwona cysterna orientuję się, że zaraz rozpocznie się proces zrzucania paliwa do zbiorników stacji benzynowej. Nie chcąc wdychać smrodu pompowanej ropy przyspieszam, przypominając sobie, jak po II wojnie industrializacja zaczęła odgrywać tu kluczową rolę. Tak zaroiło się tu od imigrantów z innych części Filipin, którzy szukając miejsca pracy, decydowali się na przenosiny do stolicy. Większość z nich została naznaczona na kolejne pokolenia, przez co do dziś większość mieszkańców Pandacan to ludzie mało zamożni.

Świątynia Mabini Manila

Interesującym miejscem jest tzw. świątynia Mabini. Sęk w tym, iż w rzeczywistości nie jest świątynią. Oryginalny dom należący do rodziny del Rosario dom Bamboo-and-Nipa, posłużył urządzaniu w nim sanktuarium. Źródło foto: Wikipedia

Oryginalne zabytki

Tak naprawdę początek 82 tys. dziś Pandacan wiąże się z powstaniem tu franciszkańskiej misji w 1574 r. Miejscowi skupujący się wówczas rolnictwie ruszali stąd do centrum na targi. Z czasem w dzielnicy pojawiły się warsztaty, w których wypalano cegły, produkowano buty, a kobiety dziergały przeróżna wyroby. Poprzecinana licznymi kanałami dzielnica przybywającym tu Europejczykom przypominała o znanych im obszarach, stąd tu i ówdzie można był usłyszeć, że żyją w „Małej Wenecji.

Wąska ulica z mnóstwem piętrowych, kolorowych domów powoduje, że dotychczasowy jazgot przeradza się w inne dźwięki. Dużo częściej dochodzą krzyki ganiających się po ulicy dzieci i nawoływania ich rodziców. Od strony sklepowego stoiska słychać gwar rozmów, przypadkiem spotykających się sąsiadów.

Wreszcie wychodzę na Jesus St., nie spodziewając się niczego innego, jak kościoła. Do dziś wspomina się tu ojca Francisco del Rosario, który w 1732 r. zbudował pierwszy kościół pw. Świętego Dzieciątka Jezus. Do dziś po Pandacan krąży legenda, jakoby statuetką Santo Niño odnaleziono w tutejszej studni, z której woda posłużyła uzdrowieniu miejscowego chorego. Mimo popularności źródła wkrótce zostało ono zamknięte, z uwagi na zanieczyszczenie wody. Wkrótce nad dawnym studnią zaczęto budowę kościoła. Ukończony w 1760 r. dwa razy trzeba było odbudowywać po trzęsieniach ziemi.

Kościół pw. Świętego Dzieciątka Jezus w dzialnicy Pandacan w Manili

Kościół pw. Świętego Dzieciątka Jezus w dzielnicy Pandacan w Manili; źródło: Wikipedia

Naprzeciwko, dokładnie rogu Jesus St. i San Luis St., widzę zielonkawy dom Romualdeza, krewnego wspomnianej już Imeldy Marcos. Fasada przypomina styl secesyjny, czego dowodem metalowe kraty i elementy kwiatowe.

Dom Romualdeza w dzielnicy Pandacan

Dom Romualdeza w dzielnicy Pandacan – Manila; źródło: Wikipedia

Thelmo House Manila

Thelmo House Manila – dzilenica Pandacan; źródło: Wikipedia

Jeśli chcecie zobaczyć, gdzie też mieszkała pierwsza prawniczka, która praktykowała na Filipinach to nic prostszego. Thelmo House, wzniesiony jeszcze przed wybuchem II wojny światowej ogrodzony jest jednak murem. Co ciekawe tył domu wykonani z cegieł, wszystko po to, by nie dopuścić do erozji murów. Mało tego, swego czasu upodobali go sobie filmowcy, którzy kręcili tu mnóstwo scen do swoich produkcji.

Manila podzielona jest aktualnie na 6 dzielnic.

Podróż po dzielnicy Binodo – manilskiej Chinatown

Kojarzycie, co działo się na świecie w końcówce XVI w.? No dobrze, ja też nie za bardzo… A to właśnie wówczas, konkretnie w 1594 r., powstała pierwsza zagraniczna chińska dzielnica na świecie!

Za powstaniem Chinatown w Manili stoi jednak nie żaden przybysz z Państwa Środka, a hiszpański gubernator Luis Pérez Dasmariñas. Pewnego dnia dumając nad tym, co zrobić z rosnącą populacją imigrantów z Chin jako pierwszy pomyślał o tym, by – ot tak – stworzyć dedykowaną im przestrzeń do życia.

Warunek był jeden… Mieszkańcy albo już byli chrześcijanami, albo musieli przyjąć katolicką wiarę. Z pomocą tym, którzy się na to zdecydowali, ruszyli dominikanie. Efekt bratania się obydwu narodów łatwo było przewidzieć. Wkrótce normą stały się związki mieszane, a że z Chin przybywali głównie mężczyźni, miejscowe Filipinki nie mogły się opędzić od adoratorów. A, że jak wiadomo Chińczycy od zawsze z kimś handlowali, także i ten kwartał szybko zaroił się od sklepów. Z czasem doszły do tego restauracje.

Jeśli by skupić się na poszukiwaniu jednego słowa oddającego w pełni Manilę, tym musiałby by termin: kontrast. W jednej części miasto straszy slumsami, w innej zachwyca eleganckimi hotelami i ekskluzywnymi sklepami.

Na Plaza San Lorenzo Ruiz, czyli głównym placu dzielnicy Binondo wsłuchuję się w szum małej fontanny. Zdecydowanie zwraca uwagę, ale czy może być inaczej, skoro jest niczym bursztyn pośrodku piasku zwyczajności. Bo z tymi wiszącymi kablami naprawdę tu przesadzają. No i te straszące fronty niektórych z budynków. Szybko przekonuje się, że nawet tu daleko od centrum nie da się ociec od głośnej aktywności miejscowych. Obchodzę plac, zauważając kilka ciekawych elementów. Tu posąg Lorenzo Ruiza, tam pomnik upamiętniający chińskie i filipińskie ofiary II wojny światowej. Wreszcie na północnym krańcu placu znajduję obelisk z 1916 r., wzniesiony ku pamięci Tomasa Pinpina – pierwszego filipińskiego drukarza.

Dawne, kolonialne czasy definiowały plac jako elegancka połać terenu pełną drzew i fontann. Te owszem przetrwały do dziś, ale ówczesny spokój minął wraz z nastaniem krzykliwych handlarzy, którzy zaanektowali to miejsce w poł. XIX w. Po 1945 r. stopniowo tracił na znaczeniu i jakieś 15 lat później miejscowe firmy dały znak ewakuacji. Obszar popadał w degrengoladę, a apogeum tego było urządzenie tu… składowiska odpadów. W 2005 r. postanowiono się go pozbyć, ale daleko mi do stwierdzenia, że całkowicie odzyskał on blask.

Na południowym skraju czeka na mnie statua Joaquina Santa Mariny, założyciela fabryki cygar i papierosów La Insular. Założona w 1883 r. spaliła się w trakcie bitwy o Manilę.

Plaza San Lorenzo Ruiz i jego efektowana fontanna

Plaza San Lorenzo Ruiz i jego afektowana fontanna; źródło: Wikipedia

Połączenie czerwieni z brązem, jakoś zawsze przypomina mi charakterystyczne familoki na Górnym Śląsku. Efektowny kościół Binondo jakby czerpał garściami z południa Polski. Gdy w 1596 r. pojawili się tu dominikanie, oczywistym było, że gdzieś tych ludzi muszą na chrześcijaństwo nawracać. Niespełna dwa wieki później nie było po nim już jednak śladu; brytyjskie bomby wbiły się weń jak w masło. Ale przyszłość nowej świątyni, z 1852 r. odbiła się jakby na kalce. Tym razem, z uwagi na działania II wojny światowej, po której zostały tylko kamienne ściany. Trzeba jednak przyznać, że przy odbudowie rozmach tu mieli. Tutejszy ołtarz jest co prawda tylko luźną interpretacją tego z bazyliki św. Piotra, ale mimo to chapeau bas

Binondo Church Manila

Binondo Church Manila; źródło: Flickr

Widok na ołtarz kościoła Binondo w Manili

Widok na ołtarz kościoła Binondo w Manili; źródło: Flickr

Sklepienie kościoła Binondo z kolorowymi freskami

Sklepienie kościoła Binondo z kolorowymi freskami; źródło: Flickr

Matko, jaki tłok! Ale co się dziwić, skoro Manila przez to, że ma 1 km2 mieszka tu 46 178 mieszkańców ma status najgęściej zaludnionego miasta świata… Nieśmiało próbuje się przebijać przez zatłoczony chodnik, co na niewiele się zdaje. W końcu wiedząc, że nie mam innej opcji – jak miejscowi – kompletnie neguję prymat samochodów na ulicach i włażę wprost na środek drogi. Dostaje kuksańca od przejeżdżającego na skuterze jegomościa, po czym… ruszam dalej. Moja walka o przetrwanie trwa…

Masa małych firemek i sklepików niehandlujących czym popadnie, odprowadza mnie na mały mostek. Mijam typowo dalekowschodnią bramę i za zakrętem zatrzymuje się przed Anchor Skysuites – mieszkalnym wieżowcem przy 827 Ongpin Street. Podnoszę głowę, szukając ostatniego piętra i dachu, będącego 190 m wyżej. 53 p. gmach z 346 mieszkaniami stoi tu od 2015 r., a budując go duży nacisk położono na oszczędność energetyczną. Tak projektanci zastosowali technologię pozwalająca wykorzystać ruchy powietrza i światło słoneczne. Co ciekawe numeracja pięter w pełni odzwierciedla to, jak mocno ludzie są tu przesądni. W numeracji kondygnacji brakuje bowiem nr 13., 14., 34., 44. i 54, których składnikami są uważane za pechowe cyfry.

Anchor Skysuites Manila

Anchor Skysuites Manila; źródło: Flickr

Styl i szyk

Moje myśli uciekają do 1603 r., gdy w dzielnicy wybuchło powstanie. Za słyszalne wówczas okrzyki bojowe i świst kul odpowiadał częściowo dowodzący akcją Juan Suntay. Gwoli ścisłości majętny, nawrócony na chrześcijaństwo Chińczyk. Opór szybko został zdławiony przez hiszpańsko-filipińskie wojsko, co kosztowało życie większości z 20 tys. grupy mieszkańców. Wydarzenia sprokurowała wizyta przedstawicieli chińskiego rządu, która przybyła tu z misją poszukiwania, jak to określili „góry złota”. A, że podejrzliwi Hiszpanie wzięli to za przygotowania do chińskiej napaści, niejednoczenie obawiając się, że miejscowi dołączą do rewolty zareagowali siłą.

Dekadę wcześniej wytyczono tu szczególna ulice. Gdy wreszcie odnajduj Escolta St., nie mogę wyjść z podziwu. Wyobrażam sobie ćwieki towarzyszące budowie niezwykłego Regina Building – jasnego gmach na z Calle David. Gdy w 1915 r. piął się w górę, zaplanowano tylko 3 piętra. Doczekał się kolejnej kondygnacji, kiedy nabyła go rodzina De Leon. Swego czasu miesiła się tu siedziba firmy „Madrigal Steamship” miliardera, a zarazem senatora Vicente Madrigala.

Regina Building Manila

Regina Building Manila; źródło: Wikipedia

Pośród, znanej mi już tonacji pochodzącej z odpalania skuterów na kolejnym skrzyżowaniu trafiam na Natividad Building. Kremowy gmach z białymi wstawkami i czarnymi balustradami, choć bez balkonów (!) jest dziełem urodzonego na Filipinach hiszpańskiego architekta Fernando de la Canter Blondeau. Zyskując styl beaux-arts, pełnił rolę siedziby krajowej komisji ubezpieczeniowej.

Natividad Building Manila

Natividad Building; źródło Wikipedia

Z tą Hiszpanią to zresztą ulica ma więcej wolnego. Choćby nazwę, która jasno nawiązuje do hiszpańskiego terminu oznaczającego oczywiście eskortę. A wzięła się stąd, że przechadzali się nią chińscy imigranci, a zarazem kupcy. Prowadzone przez nich sklepy z importowymi towarami, z czasem przeobraziły okolicę w typowo biznesową część Manili pełną drapaczy chmur i siedzibą filipińskiej giełdy.

Jak zaprogramowany połykam kolejne metry tej niezwykłej arterii. El Hogar okazuje się wyjątkowym wieżowcem z 1914 r., będącym darem, jaki hrabia Antonio Meliana y Pavia ofiarował nowej żonie. Prezent nad wyraz udatny zważywszy na to, że później zarówno bombardowania, jak i trzęsienia ziemi, o dziwo, nie zastawiły na nim wielkich śladów.

El Hogar Manila

El Hogar Manila; źródło Wikipedia

Ufff… Ani chwili wytchnienia… Różowy Calvo Building jest jednak warty utrzymania uwagi. Niby powstał w 1938 r. jako kolejny gmach w stylu beaux-arts, ale za to jego koleje losu są doprawdy bogate. Świdruję go wzrokiem, wspominając, jak to funkcjonowała w nim siedziba stacji radiowej. Dziś służy „Muzeum Escolta” wystawiającym stare zdjęcia i artykuły, które ukazały się w filipińskiej prasie, oraz zabytkowe butelki oraz makiety, zarówno stojących jeszcze, jak i dawno wyburzonych nieruchomości wzdłuż rzeki Pasig.

Otoczona splendorem dzielnica zaczęła tracić na znaczeniu wraz z przenoszeniem działalności przedsiębiorców do dzielnicy Makati. Nie znaczy to jednak, że straciła cały swój urok. Przekonuję się o tym przechodząc przez tradycyjną chińską bramę na Plaza Moraga, która w 2015 r. stała się największa na świecie typu konstrukcją Alenie bez przyczyny. Uczczono tym samym 444. rocznicę założenia miasta oraz 40. rocznicę nawiązania współpracy dyplomatycznej na linii Filipiny-Chiny.

Plaza Moraga Manila

Plaza Moraga Manila; źródło: Wikipedia

Może i nie spotkacie w Manili Don Kichota i Sancho Panzy, ale za to bez problemu możecie stanąć na Plaza Cervantes. A już sam ten fakt warto docenić, bo pewnego dnia 1863 r. ziemia się tu po prostu… otworzyła. Wstrząs tektoniczny uwolnił wówczas spore pokłady siarki. Tuż po tym, jak pokryto go brukiem, zaczęły przy nim rosnąć budynki firm.

Nikt nie przypuszczał, że ich właściciele zaczną uciekać stąd w 1960 r, gdy plac nie potrafił odzyskać utraconego podczas wojny splendoru. Mimo to wiele gmachów z czasu funkcjonowania tu instytucji finansowych pozostało m.in. Mariano Uy Chaco Building. Gdy go tu stawiano w 1914 r., był pierwszym drapaczem chmur w mieście! Wyróżnia go secesyjna stylistyka i wieża zegarowa.

Budynek Mariano Uy Chaco Manila

Budynek Mariano Uy Chaco Manila; źródło: Wikipedia

Ruch na ulicy się wzmaga, co skutkuje tym, że muszę się ukryć pod jego arkadami. Wyobrazi sobie, że nie ma tu chodnika! Z trudem wychylam się bu zerknąć na gmach Geronimo de los Reyes, czy też jak kto woli Edificio Soriano. Druga z nazw wiąże się z przejęciem go przez pewnego przemysłowca, jako siedziby swego imperium. Szkoda, że dziś straszy pustką…

Dzielnica Malate, czyli pałac z kokosem w tle

Pominąć miejsce, w którym kręcono film? Nie ma takiej opcji! Tym bardziej że chodzi o jedną z efektownych scen pościgowych z filmu „Dziedzictwo Bourne’a”. Przystaję na rondzie Remedios Circle, w dzielnicy Malate, gdzie sfilmowano właśnie tę część produkcji. Otaczają mnie palmy i syk rozbryskiwanej przez fontannę wody.

Niewiele osób pamięta już o funkcjonującym tu cmentarzu. Ze świadomości szczególnie wyparli to ci, którzy pełnymi garściami korzystają z możliwości prowadzania tu nocnego życia. Głośna muzyka i donośny śmiech, jaki się stąd niesie ma jednak swego „ojca”. Gdyby nie Larry Cruz, który zapoczątkował ów trend, otwierając tu w 1980 r. pierwszą restaurację – „Café Adriatico” kto wie, czym byłaby dziś okolica. Nie trzeba było bowiem długo czekać, by poszli za nim inni…

Jednocześnie tchnienie historii powinno być wyczuwalnie w Malate na każdym kroku. Wszystko przez to, że gdy do Manili zjechali w 1571 r., Hiszpanie opuszczając swą fortecę, rdzenni miejscowi skierowali się właśnie tutaj, do wówczas małej wioski.

Przystaję przy kolejnej wodnej atrakcji na centralnym punkcie Malate – Plaza Rajah Sulayman. Wieczorami okupują go pary, którym przypadło do gustu oglądanie zachodów słońca. Teraz podobnie, jak kilka chwil wcześniej słychać tu tylko plusk wody. Obok dumnie wypręża pierś pomnikowa postać Radży Sulaymana, adopcyjnego ojca wspomaganego już Agustina de Legazpi.

Jedna z ulic Malate Manila

Jedna z ulic Malate w Manili; źródło: Flickr

I tu Hiszpanie sięgnęli swymi mackami, czego przejawem było pojawienie się tutaj kościoła. Gdy w 1898 r. władzę w Manili objęli Amerykanie, zamarzyli o przekształceniu Malate w nowoczesną, pełną luksusu dzielnicę mieszkalną. Tak zaroiło się tu od efektownych zabudowań, które w czasie II wojny były masowo opuszczane. Dopiero w l. 70 życie zaczęło tu tętnić na nowo. Choć już nieco inaczej – typowo mieszkalna dzielnica zaczęła zapełniać się centrami handlowymi i sklepami, a stare domostwa i rezydencje bogaczy zaczęto przekształcać w hotele, restauracje i kawiarnie.

Parę przecznic dalej i znów wytrzeszcz oczy. Coconut Palace, czyli Pałac Kokosowy stanowił swego czasu oficjalną rezydencję i miejsce pracy wiceprezydenta Filipin.

Coconut Palace Manila

Coconut Palace Manila; źródło: Flickr

I tutaj, wszystko, co najważniejsze wiąże się z inicjatywą Imeldy Marcos, która w 1978 r. kazała go zbudować. Trzy lata później stał się miał miejscem zamieszkania papieża Jana Pawła II podczas jego pielgrzymi do Filipin. Widząc jego przepych i zestawiając go z biedą zwykłych ludzi papież odmów zatrzymania się w nim. Niezwykła, ośmiokątna budowla powstała z drewna liściastego, łupin orzecha kokosowego oraz tarcicy kokosowej. Łupiny kokosa posłużyły także sworzniu żyrandoli i stołu w jadalni. Urządzone w nim pokoje gościnne wzięły nazwę od siedmiu regionów kraju.

Pałac Kokosowy Manila

Pałac Kokosowy Manila; źródło: Flickr

Aczkolwiek to nie on, a inna okolica uważana jest tu za „must see”. Kiedy kończę 2 km spacer wzdłuż nabrzeża. Skrzypienie jadącego za mną wolno roweru zaczyna mnie z lekka irytować. Przypuszcza, go i w tym samym momencie przed oczami staje mi kompleks Centrum Kultury Filipin. Ale zachwycający to on nie jest.. Ale przyjemniej historyczny, gdyż powstał na mocy decyzji prezydenta Ferdinanda Marcosa, po trzech latach prac w 1969 r. Sęk w tym, że to co widzę, jest już znacznie nowsze gdyż w 2003 r. uznano, że powstanie nowa siedziba.

Tak inwestycja, stała się domem dla trzech sal widowiskowych, kina, galerii, muzeum, a także biblioteki i archiwum. Aby zmaksymalizować efekt, przed gmachem ustawiono ośmiokątny basen, wyposażony w fontanny, który dodatkowo podświetlono. Po wejściu do głównego holu, oczom okazują się zwisajcie z wysokości 3 p. żyrandole, które są symbolem tyluż właśnie części Filipin: Luzon,Visayas oraz Mindanao.

Malate w Manilii

Z prostej jak strzała ulicy niesie się typowy drogowy ach. Ignorując go jak się da, zbliżam się do Tanghalang Francisco Balagtas. O, kolejny niezbyt urodziwy gmach użyteczności – myślę sobie. Mimo to słynie z organizowania koncertów, na które w szczycie może udać się tu 8458 ludzi. I on powstał z inspiracji Pierwszej Damy Imeldy Marcos w 1974 r, przez lata stanowiąc największą przestrzeń kulturalną Manili. Ściągał więc publiczność za sprawą koncertów takich sław jak Frank Sinatra, Janet Jackson, Frank Sinatra, Pearl Jam, czy pokazami iluzji Davida Copperfielda.

 Tanghalang Francisco Balagtas

 Tanghalang Francisco Balagtas; źródło: Wikipedia

Sporawy obszar kompleks mieści również Teatr Narodowy Tanghalang Pambansa na 1815 osób, z miejscami na czterech poziomach, które tworzą miejsce na orkiestrę, loże i dwa balkony. Co ciekawe zastosowana technika sprawia, że wnętrze wykorzystywane może być na rozmaite sposoby; zarówno spektakle operowe i jak i koncerty orkiestrowe odbywają się bez dodatkowego wzmacniania głosu. Mieści się tu także Mały Teatr, a więc sala mogącą pomieścić 413 os. publiczność wykorzystywana na niszowe spektakle, recitale i wykłady oraz projekcje filmowe.

Tanghalang Pambansa

Tanghalang Pambansa; źródło: Flickr

Mało tego, wkrótce staję przed Teatrem Sztuki Ludowej w formie zadaszonego amfiteatru na 8458 miejsc. W jego powstaniu ręce macała, a jakże, Pierwsza Dama Imelda Marock, która włączyła się żywo w przygotowanie konkursu „Miss Universe” w 1974 r. Tempo budowy było wręcz niesamowite; dość powiedzieć, że prace nad 10 tys. kompleksem zakończono po 74 dniach. W kolejnych dekarchach miejsce rozsławiły swymi występami m.in. Frank Sinatra, Pearl Jeam czy David Copperfield.

Sporo szumu wywołały także imprezy, jakie organizowano innym z budynków – Filipińskim Międzynarodowym Centrum Kongresowym. Organizowane tu zjazdy, targi i imprezy nie raz ściągały tłumy. Wzniesiony w trackie 23 miesięcy i otwarty w 5 września 1976 r., na pow. 6 tys. m2 mieści: Budynek Delegatury, Budynek Sekretariatu, Salę Plenarną, Recepcję i Forum.

Filipińskie Międzynarodowe Centrum Kongresowe

Filipińskie Międzynarodowe Centrum Kongresowe Manila; źródło: Flickr

Philippine International Convention Center

Philippine International Convention Center; źródło: Flickr

Ostatnim z segmentów kompleksu jest Manila Film Center. Działo architekta Froilana Hong opiera się na wbitych w ziemie ponad 900 palach, wbitych w ziemie na ponad 35 m. Jego powstanie zostało jednak okupione licznymi ofiarami. W trakcie budowy w 1981 r. doszło do wypadku, w którym życie straciło 169 pracowników, przysypanych tonami szybkoschnącego cementu. Urządzony w brutali stycznym stylu gmach stał się archiwum filmowym. Po tym, jak w 1990 r. miasto nawiedzało trzęsienie ziemi centrum zostało zamknięte do 2001 r. kiedy w pełni odnowione zaczęło znów służyć ludziom.

W manilskiej dzielnicy Paco

Tak sobie myślę, że dzielnicę Paco polecić można wszystkim, którzy szukają czegoś innego niż cukierkowych atrakcji w postaci zabytkowych zabudować. Co nie znaczący, że ich tu nie ma. Ale ich stężenie jest tak małe, że śmiało skoncentrować się tu można na łapaniu zwyczajności.

Paco, w zasadzie powstała rękami hiszpańskich misjonarzy w 1580 r. jako osobna osada Dilao. Jeśli jednak wówczas myśleli, że przez to stanie się ona spokojna, katolicką ostoją Manili na lata, musieli się zdziwić. Z czasem sprowadzili się tu bowiem Japończycy, tworząc coś na kształt swojej dzielnicy.

Nie trudno było się domyślić, jak się to skończy. Przybysze z Kraju Kwitnącej Wiśni z czasem coraz bardziej stawali okoniem wobec panowania hiszpańskich osadników. A, że z racji tego, że chrześcijańscy Japończycy emigrowali z Japonii prześladowani przez Tokugawa Ieyasu, przybyło ich tu całkiem sporo. Do dziś zresztą pamiątka po nich jest tu posąg Takayamy.

Nieduży placyk to bodaj jedna z nielicznych połaci bez fruwających w powietrzu śmieci. Podbijane w górę przez wietrzyk przelatują przez z Paz St., do której frontem zwrócono tę osobliwą świątynię.

W 1792 r. określenie dzielnicy zmieniono na Paco zaczernienie ją właśnie od nazwy kościoła. Do dziś stanowi on ważne miejsce dla części z 64 tyś. grupy mieszkańców. Jasne, kremowe ściany i lśniące bielą cztery neoklasyczne kolumny na frontowej ścianie stanowią preludium, do tego co czeka we wnętrzu. Zerkam na kolumny korynckie na pierwszym i drugim poziomie kościoła oraz trójkątny fronton nadające elewacji klasycznego charakteru. A trzeba wiedzieć, że kościół Paco, a w zasadzie jego wnętrza cieszą oczy romańsko-bizantyjskimi elementami.

Paco Church Manila

Paco Church Manila; źródło: Wikipedia

Wchodzę do środka, po czym zatrzymuję się dopiero pod ołtarzem, który akurat zaczerpnięto z włoskiej architektury, nanosząc nań łacińskie napisy. Jakże inaczej wyglądało to w 1580 r., kiedy postawiano tu pierwszy kościół z bambusa. Na przełomie XVI i XVII w. jego miejsce powstał kamienny, który w 1603 r. spalili Chińczycy. Trzyletnia odbudowa pozwoliła w 1606 r. otworzyć kamienną świątynią, spaloną w 1762 r. I znów pojawił się tymczasowy kościół z bambusa. I tak na okrągło. Co zbudowano coś z kamienia, nadchodziła jakaś katastrofa; jak nie wojna to trzęsienie ziemi.

Dźwięk moich kroków odbija się głośno od ścian, niosąc się po całym kościele, którego bryła jest efektem budowy rozpoczętej w 1931 r. Spokojnie obchodzę zaciemnione teraz wnętrze. A, że w sumie jest nieduże, po chwili decyduję się na kolejny punkt wizyty.

Kościół Paco w Manili

Kościół Paco w Manili; źródło: Flickr

Po raz drugi w trakcie wizyty melduję się na Gen. Luna St. Nie liczyłem, że zmieni się tu coś na lepsze, ale mimo godziny szczytu jeszcze bardziej uwypuklają tutejszą nędzę. Hałasujące bez litości samochody, których w zachodniej Europie nikt nie dopuściłby do użytku, co chwilę strzelają silnikami. Co jakiś czas mijam leżący pod ścianami gruz, którego jakoś nikt nie ma czasu (ochoty?) wywieźć.

Z letargu wybija mnie pociągający za cyngiel rowerowego dzwonka młody chłopak, który z mija mnie z uśmiechem, nic sobie nie robią z tego, że zajeżdża drogę wlokącym się za nim skuterom i osobówkom. Założyłem sobie, że wraz ze zbliżeniem się do Paco Park, okolica zauważalnie zacznie się zmieniać. A tu psikus…

Paco Park Manila

Paco Park Manila; źródło: Flickr

Okrągłe założenie parkowe, gdyby nie okalające je mury pewnie podzieliłoby los sąsiednich zabudowań. Wtajemniczeni wiedza, że miejsce powstało z inspiracji dominikanów, którzy pierwotnie urządzili tu cmentarz dla majętnych mieszkańców Manili. Gdy nadeszła II wojna światowa Japończycy zorganizowali tu swój wojskowy magazyn. A po niej park stał się miejscem organizowania eventów kulturalnych. Jeden religijny aspekt jednak jeszcze posiada, katolicka kaplica św. Pankracego, choć porośnięta mchem i w pewnym miejscach wręcz się sypiąca, wciąż stoi na posterunku.

Stare mury w parku Paco Manila

Stare mury w parku Paco Manila; źródło: Flickr

Uczelniana Sampaloc

Ciągnąca się niemal 2,5 km España Boulevard, czyli ulica z 8 pasami ruchu, po 4 w każdym stronę; w dawnych czasach jako Hacienda de Sulucan, była częścią osobnej dzielnicy. Hacjendę przekazano później Korporacji Rozwoju Sulucan, co skutkowało powstaniem w 1913 r. nowej drogi dojazdowej. Ale to nie tak, że łączą się z nią wyłącznie przyjemne wydarzenia. W czasie pory deszczowej często słyszalny jest tu plusk płynącej tu wody, czy też bulgotanie niezatkanych kratek kanalizacyjnych. Wszystko z uwagi na częste powodzie, do jakich dochodzi w jej obrębie.

Obecny spokój, o ile tak można nazwać sytuację, w której niemiłosierny huk wytwarza potężny samochodowy ruch, jest jednak pozorny. Kto wie, czy coś zaraz nie strzeli do głowy manilczykom. Bo to tylko raz tak było… Co jakiś czas ulicę opanowują bowiem demonstracji, będących odzwierciedleniem często wybuchających w stolicy Filipin protestów społecznych. Dlaczego tutaj? Ano ma ma związek z tym, iż ulica kończy swój bieg przy zajmowanym przez prezydenta Pałacu Malacañan.

Wiecie, że w Manili działa dziś aż 18 uniwersytetów?! Większość z nich mieści się w jednej dzielnicy – Sampaloc. Nie dziwota, że przez niektórych nazywana jest tzw. „pasem uniwersyteckim, czy też „pasem U”.

Tak się składa, że przez lata Manila zabudowywana była przez rozmaite szpitale, drukarnie oraz właśnie szkoły, ściśle powiązane z kościołem katolickim. Szare ściany z niezliczona liczna okien oraz krat w parterowych oknach robi wrażenie majestatycznego. Grube mury i widoczne na dachu rzeźby tworzą tu niesamowitą aurę. Harmider wywoływany przez tutejszych studentów słychać za daleka.

I tak jest 1927 r. czyli od przeniesienia tu siedziby uniwersytetu św. Tomasza. Uczelnia, ma się rozumieć, jest znacznie starsza. Ba, nawet najstarsza, gdyż założona w 1611 r. stała się premierową uczelnią wyższą w Filipinach. Do dzielnicy Sampaloc przeniesiony został w 1927 r., tworząc główny gmach, kościół oraz Łuk Stulecia.

Uniwersytet św. Tomasza Manila

Uniwersytet św. Tomasza Manila; źródło: Flickr

No właśnie Łuk Stulecia… Nie sposób, nie zatrzymać się przy nim za dłużej. Wciśnięty w plac ustawiony został przez zarządzających wspomniana uczelnia nieopodal Bramy Milenijnej przy Bulwarze Hiszpańskim. Jakby jednak nie spojrzeć wygląda dziwnie – połowa konstrukcji zawiera ruiny oryginalnych zabudowań, druga zaś połówka jest jedynie repliką. Swego czasu łuk stanowił okazałą bramę wejściową na teren uczelni działającej w Intramuros w l. 1680-1941. Gdy po II wojnie światowej uczelnię przeniesiono do dzielnicy Sampaloc, postanowiono dokonać rzeczy spektakularnej – po kawałku przenieść oryginalny łuk w nowe miejsce. I rzeczywiście tak się stało, przez co od 1954 r. zdobi właśnie to miejsce.

Skupiam się na jego architekturze, konstatując że przezierają z niego kolumny doryckie, jednak jego detale są już na wskroś barokowe. Umieszczony na łuku napis tłumaczy się jako: „Wrota do historii najwspanialszej rasy Filipińczyków” i dedykowany jest licznym absolwentom, którzy zapisali się niezwykłymi czynami w historii Filipin. Na tablicach pamiątkowych spostrzegam odniesienia do postaci bohatera narodowego José Rizala i prezydenta Manuela L. Quezona, którzy pobierali naukę właśnie na tym uniwersytecie.

Jeśli dobrze się popatrzeć po bokach górnej części łuku doszukać się w nim można paneli ze scenami z życia św. Tomasza z Akwinu, który patronuje uczelni.

Łuk Stulecia Manila Filipiny

Łuk Stulecia Manila Filipiny; źródło: Flickr

Kilkadziesiąt kroków dalej z miejscowy wielkie łoskotem zamyka piszczącą bramę. Za nią na boisku, trwa jakaś amatorska rozgrywka. Wielkie drapacze chmur odprowadzają mnie ku kolejnemu skrzyżowaniu. Wybieram czwarty z kolei skręt i wpadam w wąską ulicę wypłonioną osłodą radosnego oczekiwania na loda, serwowanego z budki na kółkach. Cierpliwie czekam na swoją kolej, kupuję jednego i podlizując, dochodzę do zaniedbanego, rogowego domu. Kiedyś, jeszcze w znacznie lepszym stanie stanowił własność małżeństwa – dr Fernando Jusay i Rustiki Palmy, przez co do dziś zwany jest domem Jusay Ancestral. Przez to, że jego wyróżnikiem jest duża ilość drzwi w środku, zwany był „Domem przy drzwiach”. Gdy powstał w l. 20 XX w., wnętrze i elewacje zdobyło drewno, a dach pokrywała ocynkowana blacha. Rodzina na co dzień korzystała z 5 pokoi, 2 łazianek i 2 kuchni. W razie niebezpieczeństwa piwnicę wyposażono w sekretne przejście, ułatwiające ewakuację.

Klatka domu Jusay Ancestral Manila

Klatka domu Jusay Ancestral Manila; źródło: Wikipedia

Nie mniej interesująca jest także historia jego powstania. Został bowiem zbudowany po tym, jak Jusay wygrał 100 tys. peso na loterii, inwestując niemal 1/5 tej sumy w dom. Gdy w okresie II wojny światowej rodzina zmuszona była uciekać z domu, gmach zajęli okopujący miasto Japończycy. Po nich zaś Amerykanie. Aczkolwiek gdy familia, po wojennej zawierusze, wróciła do miasta, bez przeszkód ponownie zajęła wnętrza, a dom pozostaje w rękach rodziny do dziś.

Jusay Ancestral House Manila

Jusay Ancestral House Manila; źródło: Wikipedia

Nauka i wiara

Wychodzę z powrotem na główną ulicę i tuż za zakrętem odnajduję Budynek Alfable. Okazuje się kolejnym zbezczeszczonym obiektem na mapie Manili. Pozostałości setek, jeśli nie tysięcy naklejanych na jego ścianie ogłoszeń, kujące w oczy kolorowe banery reklamowe. Brr… Prawdziwy koszmar. A kiedyś był taki ładny. Gdy w 1914 r. zaczęto go stawiać, po roku już kusił wzrok ciągiem łuków. Na jego drzwiach widać było ozdoby w formie postaci niemowląt, a na dziedzińcu radośnie pluskała fontanna z posagiem. Jako że niejednokrotnie ucierpiał, często prowadzono tu prace, mające przywrócić mu pierwotny wygląd. W poł. XX w. uznano jednak, że postęp wymaga większej ingerencji w bryłę; zrzucono więc sufity, co otworzyło drogę do zainstalowania klimatyzacji. Na szczęście w porę zreflektowano się i odbudowano antresolę, w 2002 r. przywracając oryginalny wygląd drewnianych sufitów, listew i rzeźb. Szkoda, że potem poszło to w inną stronę…

Budynek Afable Manila

Budynek Afable Manila; źródło: Wikipedia

Kilka kroków dalej, pokasłując przez unoszące się wokół spaliny, odnajduję inną ze znanych uczelni, działających w Sampaloc – Uniwersytet Dalekowschodni (FEU). Nowoczesna bryła z zielonkawym napisem na Nicanor Reyes St. stała się domem uczelni w powstałej w 1934 r. z połączenia dwóch innych szkół wyższych. Kontynuując prowadzanie zajęć na kierunkach: Rachunkowość oraz Biznes i Finanse, rozszerzyła ofertę, przez co mury uczelni zaczęli opuszczać absolwenci architektury, inżynierii, informatyki, turystyki i hotelarstwa, na nawet prawa i medycyny.

Uniwersytet Dalekowschodni Manila

Uniwersytet Dalekowschodni Manila; źródło: Wikipedia

Krótka, prowadząca na ukos ulicą docieram do Gota de Leche. Trzypiętrowy budynek w stylu włoskiego renesansu ma cokolwiek dziwną naturę. Jeśli chcieć określić jego wygląd jednym słowem należałoby użyć określenia: dualistyczny. Podczas gdy od strony Lerma fasada wygląda dokładnie tak jak w 1932 r., tak od strony ul. Nicanora Reyesa wygląd nadano mu podczas renowacji w 1960 r. Pierwotnie gmach stanowić miał siedzibę wydziału medycyny i chirurgii College Alfable, powiązanego z dobudowanym później szpitale.

Gota de Leche Manila

Gota de Leche Manila; źródło: Wikipedia

Niestety po II wojnie światowej, trudne warunki ekonomiczne sprawiły, że uczelnie trzeba było zamknąć, przez co nabył je główny uniwersytet w Manili. Zmieniano wówczas charakter architektury, stawiając na stylistyce art deco. Będąc tu, warto wpatrzeć się w płaskorzeźbę z 6 postaciami, w tym muskularnego chłopa z młotkiem pracującym przy kowadle, wysoka postać będąca wyobrażeniem Sprawiedliwości z mieczem w jednej i laską Hermesa w drugiej ręce oraz kobiecej postaci balansującej na koszu siana. Dziś gmach służy jako sklep i akademik.

Okazałe wyposażenie Gota de Leche Manila

Okazałe wyposażenie Gota de Leche Manila; źródło: Wikipedia

Typowe dźwięki dnia, w postaci szurania kartonami, ustawiania skrzyń z dostawę do przeróżnych sklepów i rozmowami miejscowych wypleniają czas potrzebny do pokonania jakichś 900 m dzielących nie od kościoła Sampaloc. Rzymskokatolicka świątynia poświęcona Marii Pannie stanowi tu częsty cel pielgrzymek. Jego początek zaś wiąże się z postacią ojca Blasa de la Madre de Dios, który wzniósł tu w 1613 r., na potrzeby misji franciszkańskiej, pierwsze miejsce kultu.

Kościół Sampaloc Manila

Kościół Sampaloc Manila; źródło: Wikipedia

Wkrótce przy kościele zbudowano klasztor Klarysek. W 1639 r. chiński najazd Manili sprawił, że trzeba go było odbudowywać. Ponownie trzeba było zakasać rękawy po trzęsieniu ziemi w 1666 r. oraz w 1880 r. stracił na jakiś czas wieże po ponownym trzęsieniu.

Gdy w 1945 r. nadeszła słynna „bitwa o Manilę” kościół ponownie obrócił się w zgliszcza. Początkowo odbudowany w formie drewniano-bambusowej, wreszcie zyskał nowe oblicze w listopadzie 1958 r.

Sampaloc Manila - kościół

Sampaloc Manila – kościół; źródło: Wikipedia

Na koniec zostawiam sobie jeden z symboli dzielny Sampaloc. Targ kwiatowy Dangwa na ul. Dos Castilla, nawet jeśli ktoś pogubi drogę, będzie w stanie spokojnie znaleźć Dobiegający z niego szum, w miarę zbliżania się do niego zmianie się w prowadzone po żołniersku odgłosy negocjacji. Wypełniony straganami i stojącymi solo sprzedawcami jest popularnym miejscem główne z jednego powodu – cen. Oferowane tu kwiaty potrafią kosztować ułamek ceny, za jaką nabyć je można w miejskich kwiaciarniach. Jego nazwa pochodzi od istniejącego po sąsiedzku terminala autobusowego Dangwa Tranco. Miejscowi powtarzają, że to właśnie od w 1976 r. dał początek rozwijającej się z czasem wokół dzielnicy, która zajęli wkrótce przedstawiciele klasy średniej. Od 1994 targowisko działa całodobowo.

Targ kwiatowy Dangwa Manila

Targ kwiatowy Dangwa Manila; źródło: Wikipedia

Dzielnica Santa Ana

Stanowi szczególna część miasta z uwagi na swe walory podkreślone uznaniem ja za strefę dziedzictwa historyczno-kulturowego. Do tego roi się w niej od wiekowych zabudowań, z których jednak większość, co trzeba przyznać, ma najlepsze lata za sobą.

Dzielnica Santa Ana jako jedyna w całości przetrwała bez szwanku okres II wojny światowej. A przyznać trzeba, że jej przeszłość jest bardzo długa. Prace wykopaliskowe pozwoliły odkryć pozostałości osady sprzed niemal 1000 lat! Odnalezione wówczas elementy chińskiej ceramiki oraz pozostałości grobów jasno wskazują na to, że ożywiony handel prowadzono tu już całe lata temu.  Gdy pojawili się tu Hiszpanie, przeznaczyli teren pod siedzibę franciszkanów. Aktualnie centralny obszar stanowi Plaza Hugo.

Tutejszy Kościół św. Anny jest pochodną założenia franciszkańskiej parafii w 1578 r. Obecny kościół postawiono w l. 1720-1725. Co ciekawe, świątynia służyła jako koszary dla rannych żołnierzy armii USA w trakcie wojny filipińsko-amerykańskiej w 1899 r. Przy głównym wejściu stoją posągi św. Anny i św. Joachima, rodziców Matki Boskiej. Ołtarz główny ozdabiają kolumny salomonowymi i w stylu churrigueryjskim.

Zaś obok kościoła stoi Capillita de la Virgen del Pozo (Mała Kaplica Matki Boskiej ze Studni), zwana jako Pozo de la Virgen (Studnią Dziewicy), w której niegdyś była woda źródlana o, jak wierzyli miejscowi, właściwościach leczniczych.

Jakby tego było mało, dzielnica Santa Ana słynie ze świątyni taoistycznej, której patronuje niejaki Pao Ong Hu. Wedle opowiadań miejscowych, wzniósł ją chiński kupiec, w podzięce za uzdrowienie w l. 20 XX w. Prócz bóstwa Pao Ong Hu czci się tu też inne bóstwa taoistyczne, ale także obrazy… Dziecka Jezusa i Matki Bożej z Antipolo.

American Eagle Club to stary gmach na rogu ul. Mabuhay i Tejeron. Powrzechnie wiadomo, że dawniej służył rozrywce, ale po II wojnie gościli w nim głównie cudzoziemcy. Niestety, dziś to ruina.

Dzielnica Santa Cruz

Jestem w północnej części Manili. Ależ mi wyczyn, może ktoś powiedzieć. A zasługi rzeczywiście można by przypisać, tyle że nie mnie, a hiszpańskim wizjonerom.

Gdy koloniści przybyli w to miejsce słyszeli tylko kumkot żab oraz syk zapadających się w bagnistym podłożu butów. Pokryty wówczas polami ryżowymi i sadami obszar zaczął się stopniowo zmieniać.

Owo pojawienie się tutaj w 1581 r. Hiszpanów, zagwarantowało szybkie przydzielenie okolicy jezuitom. Ci mierząc się z potężnymi trudnościami, 38 lat musieli czekać na to, by wznieść tu pierwszy kościół. Po tym jak 165 lat później Hiszpanii król Karol III przekazał znajdujący się tu teren o pow. 2 km2, urządzono tu Hacienda de Mayhaligue, ośrodek szpitala San Lazaro, w którym leczono chorych na trąd.

Wkrótce w dzielnicy powstał park, który ozdobił okolice głównej kwatery kawalerii pod banderą Hiszpanii. Kwartał wzbogacił się o rzeźnię, a co za tym idzie targ mięsny.

Manila to jedno z najbardziej zanieczyszczonych i zdegradowanych ekologicznie miasta świata. Szacuje się, że do rzeki Pasig rocznie trafia 225 ton śmieci, ścieków itp.

Idę w miejsce, które uchodzi za najważniejszą miejscówkę dzielnicy. Plaza Lacson, zwany też Plaza de Goit, na wspomnienie Martina de Goiti – dawnego burmistrza Manili, okazuje się gęsto zabudowanym miejscem. Ale nie ma się co dziwić….

Nim kraj opanowały działania wojenne w trakcie II wojny światowej, to właśnie ów plac uchodził za najważniejsze miejsce w stolicy Filipin. Gdy za amerykańskiej obecności teren zmodernizowano, wielu kupców przeniosło tu swą działalność z Binodo. Sprzyjało temu oddanie do użytku most i doprowadzenie linii tramwajowej. Wkrótce tutejsze restauracje i bary zaczęli odwiedzać służący tu żołnierze armii USA, co tylko podniosło rangę okolicy, dając efekt w postaci otwarcia nowych sklepów.

Obchodzę niewielki plac, na którym panuje zgiełk nie do opasania. Wspominam jak do historii przeszły wydarzenia z 21 czerwca 1919 r., kiedy doszło tu do pierwszego na terytorium Filipin zamachu terrorystycznego. Paczkę z bombą w tramwaju podłożył mechanik zatrudniony w Meralco – firmie dystrybuującej energię elektryczną. Uwagę na nietypowy pakunek zwrócił konduktor, który wyrzucił ją na ulicę. W efekcie eksplozja zabił 8 l. chłopca roznoszącego gazety i raziła ośmiu ludzi. Co ciekawe to nie ów moment, postanowiono tu upamiętnić, a postać Arsenio Lacsona byłego burmistrza Manili, którego pomnik wypełnia środek placu.

Podróżnik ma tu co robić

Z czasem nachodzi mnie niezawrzenie, że od fasady niejaśniejącego gmachu Don Roman Santos odbija się cały tumult placu. Natychmiast zwracam uwagę na efektowny tympanon – wiecie, ten wypełniony rzeźbami trójkątny element nad wejściem. Od zamierzchłych czasów tutejsze wnętrza wypełnione były pieniędzmi. Począwszy od dnia jego otwarcia w 1894 r., stanowił siedzibę Prudential Bank, później Monte de Piedad Savings Bank, by w 2005 r., przejść w ręce Bank of the Philippine.

Gadatliwe panie, próbujące coś sprzedać w ustawionych tuż przy drodze małych stoisk nieco irytują swą namolnością. Z pomocą przychodzi mi cisza wypełniająca stojący obok barokowy kościół Santa Cruz – kolejny dowód działalności w Manili jezuitów. Członkowie zakonu zbudowali tu pierwszą świątynię w 1619 r., używając kamienia i drewna. W połowie XVII w. służył głównie do nawracania chińskiej ludności. Brązowa fasada przypomina mi coś na kształt wyplatanego kosza, ale może to tylko wrażenia. Gdy w 1863 r, uciera pał w trzęsienie ziemi, pięć lat trwała jego odbudowa. Warto tu odnaleźć wzrokiem celtyckie okno, przy którym widać półokrągłe szyby. Jako że ruchy tektoniczne na tym terenie nie odpuszczają, zniszczony po raz kolejny kościół odbudowano w 1957 r., stawiając we wnętrzu na motywy romańskie i art deco.

Kościół Santa Cruz Manila Filipiny

Kościół Santa Cruz Manila Filipiny; źródło: Wikipedia

Kościół Santa Cruz w środku Manila

Kościół Santa Cruz w środku Manila; źródło: Wikipedia

Nieco wyciszony wychodzę z kościoła, nie reagując nerwowymi ruchami na cały ten miejski łoskot. Wprawienie się w swoisty stan hibernacji sprzyja stacja za rogiem Fontanna Carriedo. Gdy w Manili zjawił się nowy kapitan generalny Francisco Carriedo y Peredo, podobnie jak inni zmuszony był do korzystania z rzeki Pasig, jako głównego źródła tak potrzebnej wody. Chcąc jednak zrewolucjonizować system dystrybucji wody, przekazał dużą sumę pieniędzy na zaprojektowanie systemu doprowadzającego wodę do domów. Niestety, z uwagi na ograniczenia techniczne plany pozostały niezrealizowane przez kolejne sto lat.

Fontanna Carriedo

Fontanna Carriedo Manila; źródło: Flickr

Gdy Felix Huerta, przeglądając starą dokumentację, trafił na ślad zbieranych wówczas funduszy, doprowadził w maju 1882 r. do zbudowania fontanny. Ustawioną początkowo przy Rotonda de Sampaloc, w l.70 XX w. niepodziewanie postanowiono przenieść, ale w l. 90 wróciła na pierwotne miejsce, już jako nowa konstrukcja, tym razem wykonana z gipsu.

Historia Manili, czyli rzecz o dzielnicy San Nicolas

Jeśli szukać w Manili historycznych śladów, to właśnie tutaj. Jestem w zachodnio-centralnej części miasta. Przechadzam się nędznie wyglądająca ulicą. Jeśli chcielibyście poznać znaczenie określenie: „brud, smród i ubóstwo”, to waśnie dzielnica San Nicolas jest do tego idealnym miejscem. Tylko jak to brzmi…

Ruszam na północnym brzegu rzeki Pasig, przy którym przycupnęła ta, niewielka jak na całe miasto, część. Z wolna oddalam się od nabrzeża celem poszukania miejsc wyjątkowych. Tymi są XIX w., tzw. domy przodków. Brzmi tajemniczo, ale dość łatwo wytłumaczyć ich genezie. Otóż owe nieruchomości pozostają w rękach jednej rodziny przez już od kilka pokoleń. A dodatkowy akcent stanowi fakt, iż traktowane są jako jeden z przejawów rodzimej odrębności kulturalniej.

Dzielnica San Nicolas Manila

Dzielnica San Nicolas Manila; źródło: Flickr

Przecinam kolejne ulice po których, jak nigdzie dotąd w Manili niesie się rejwach wykonywanej pracy. Co chwilę słyszę trzask zamykanych drzwiczek podstawczaków i stękania obładowanych towarem pracowników rozjazdowych towar. Widmo ciężkiej pracy unosi się nad San Nicolas już jednak od setek lat. Jej korzenie sięgają bowiem, dawnej osady rybackiej Baybay, z której wykształcała się 45 tys. dziś dzielnica.

Jakby na potwierdzenie roli okolicy, staję pod zrujnowanym budynkiem, na ul. 457 Urbiztond. Dawny dom przodków generała Antonio Luny, nie na już w sobie zadniej dawnej, magii.

Gdy w 1901 r. do Manili zjechali amerykańscy kolonizatorzy, miasto pod lupę wziął architekt Daniel Burnham, nakreślając nowe plan dzisiejszej San Nicolas.

Drzwi z blachy falistej wsadzone tu niemal we wszystkie zabudowania towarzysza mi na róg ul San Fernando i Madrid St., gdzie znajduję jedno najciekawszych miejsc na całych Filipinach. Czerwone pojazdy ustawione przodem w otwartym garażu, jakby wyrywały się do się akcji. Tymczasem brzęczyk alarmu milczy….

Wpatruję się w jedną z najstarszych remiz strażackich w tym kraju, zastanawiaj się nad jedną rzeczą. Jak to możliwe, że zanim w 1901 r. powstała gaszenie wybuchających pożarów było zadaniem… zamiataczy ulic. Na szczęście postanowiono skończyć z prowizorka, stawiając nowoczesny, jak na tamte czasy gmach stacji San Nicolas.

Remiza strażacka w dzielnicy San Nicolas Manila

Remiza strażacka w dzielnicy San Nicolas Manila; źródło: Wikipedia

Znikam w gąszczu wąskich ulic, z których każda wygląda niemal tak samo – jakby żywcem wyjęta z materiałów filmowych, okazujących ściany po jakimś kataklizmie. Rozpadające się ściany, szurające po ziemi śmieci i zapach, który poraża smrodem…

Wreszcie docieram na M. De Santos St. Budynek Ides O’Racca, który wedle przepisów zarządzających Muzeum Narodowym Filipin jest obiektem narodowego dziedzictwa kulturalnego. Nikt mnie nie wkręca? To nie żadna scenografia do jakiegoś horroru? Przekrzykujący się pod nim sprzedawcy, pragnący zarobić na swoich warzywach i owocach widząc moje zdziwienie, natychmiast ruszają z opowieścią…

Momentalnie akcent kładą na fakt, że w budynku… straszy. Pochodzenia owych „duchów” oczywiście nie podają. Ale za to przywołują historię z 1935 r., a więc okresu, w którym dr Isidoro de Santos wzniósł go z zamiarem urządzenia w nim chłodni. Kontynuując opowieść, mówią o spustoszeniu nieruchomości przez Japończyków, a następnie wyzwalających Manilę Amerykanów, którzy urządzili w nim swe koszary.

Rozgadani miejscowi nie chcąc mnie puścić, aby podkreślić znaczenie dzielnicy, dzielą się i innymi wydarzeniami. Nawiązując do hiszpańskiego gubernatora Luisa Péreza Dasmariñasa i współpracującym z nim zakonników – konkretnie Dominikanach opowiadając o tym, jak ci wyszli wówczas poza obszar Intramuros, stając się jednymi z ojców-założycieli San Nicolas.

Panorama dzielnicy San Andres Manila

Niewielka dzielnica San Andres to gęsto zaludniony obszar ze 128,5 tyś mieszkańców. Większość z nich żyje w nędzy. Jako że nad ich osiedlaniem nikt nie sprawował kontroli, tutejsze zabudowania są nad wyraz chaotyczne. Między dużymi blokami, wytyczono bardzo wąskie ulice.

Dzielnica San Miguel. Wyspa, uczelnia i wyjątkowy szpital

Na zakończa, wybieram się do innej z dzielnic. Tym razem wrażenie powinny być jednak inne. Jeden z nielicznych kwartałów mieszkaniowych klasy średniej – San Miguel, jest polem codziennego życia dla 16 tys ludzi.

Zastrzegam jednak, że sposób jej postrzegania i tak kradnie Pałac Malacanang – oficjalna siedziba Prezydenta Filipin. Ale o tym innym razem, gdyż ul. Mendiola, prócz niego mieści także szkoły i uniwersytety, należące do tzw. Pasa Uniwersyteckiego.

Za tym terminem kryje się szereg instytucji naukowych, w tym Kolegium Ducha Świętego. Gdy wreszcie melduję się pod szkołą, natychmiast zauważam mnóstwo dzieci, ubranych w ładnie, schludnie wyglądające mundurki. Jakaż to odmiana po poprzednim rejonie miasta!

I pomyśleć, że założona w 1913 r. placówka oświatowa powstała przypadkowo. A było to tak… Gdy siostry zakonne pewnego dnia list otrzymały anonimowy list z wetkniętym między kartki banknotem 5$, z miejsca uznały, że za przesyłką stoi postać abp Jeremiasa Harty’ego. By okazać wdzięczność, odpowiedziały na korespondencję. Jakież było ich zdziwienie, gdy ten przyznał, iż prezent wcale nie pochodził od niego…

Wykorzystując sytuację, zachęcił jednak siostry do otwarcia szkoły, do której uczęszczać by mogły biedne manilskie dzieci… W efekcie na potrzeby nowych murów szkolnych przekazał w darze… kilka mebli.

Co ciekawe do 2005 r. uczęszczać mogły do niej tylko dziewczęta. W listopadzie 2020 r. gruchała jednak wieść o zamknięciu szkoły, co spowodowane jest beznadziejną sytuację ekonomiczną placówki.

College of the Holy Spirit Manila

College of the Holy Spirit Manila; źródło: Wikipedia

Historia drugiej ze szkół, do której wejście stanowi efektowna biało-szaro-niebieska brama, czyli La Consolacion College, także odnosi się do działalności katolików. Tym razem jednak za jej powstaniem stoją siostry augustianki. Po tym, jak w 1902 r. powołały do życia szkołę, zainspirowane do działania przez ks. Placido Chapelle – nuncjusza papieskiego, zajęły sprezentowany im gmach w sąsiedzie bazyliki San Sebastian.

Wkrótce wnętrza wypełniły uczennice placówki dla dziewcząt, które w przyszłości chciały zyskać zatrudnienie jako urzędniczki. Gdy w 1909 r. budynek spalił się, po roku odbudowano go. Niestary przyszłość okazała się równie mało szczęśliwa – czasie II wojny światowej zajęli go japońscy okupanci. Po jej zakończeniu powrócono go do działalności oświatowej, stale rozwijając ofertę. Dziś oferuje możliwość nauki na kierunkach: Biznes i Rachunkowość, Sztuka i Nauka, Pielęgniarstwo, Zarządzania Zasobami Ludzkimi i Turystyka, Informatyka, Muzyka i Edukacji Podstawowej.

La Consolacion College Manila

La Consolacion College Manila; źródło: Wikipedia

Skoro Filipiny to głównie wyspy, to w tej, niezwykłej metropolii wypada zakończyć na jednej z nich. W tym przypadku największej wyspie na rzece Pasig – Isla de Convalecencia. Największa, nie oznacza jednak, że jakaś wielka, gdyż zajmuje 594 m2.

Wszystko, co istotne zaczęło się tu w l. 30 XIX w. Przedtem, owszem wysepkę zabudowali Hiszpanie fortyfikacjami, ale to umieszczenie tutaj „Hospicio General” na zawsze zmieniło jej postrzeganie. Wkrótce uruchomiono tu Hospício de San José – pierwszą założoną przez katolików placówka opieki społecznej w Manili, która do dziś stanowi niezwykle silny magnes dla turystów.

Hospício de San José Manila

Hospício de San José Manila; źródło: Wikipedia

Złapałem się na niego i ja, wobec czego ostatnie chwile mijają mi na poznaniu niewielkich zabudować szpitalnych i pobliskiego kościoła, nazwanego zresztą tak samo, jak lecznica. Tak teraz, widziałem w Manili już wszystko… 1, 2, 3

Źródła:

1 https://en.wikipedia.org/wiki/Manila

2 https://pl.wikipedia.org/wiki/Manila

3 https://wikitravel.org/en/Manila

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *